poniedziałek

...

miesiac temu mialam ochote zamknac kociego bloga. skasowac, wyrzucic, podrzec...miesiac temu odeszla maja...niespodziewanie, zbyt szybko. nie przyslala wymowienia, nie powiedziala "do zobaczenia". zwyczajnie jednego dnia byla, mruczala, ugniatala lapkami moje wlosy, a drugiego dnia byla milczacym strzepkiem kota na stole weterynaryjnym. miala wrodzona chrobe nerek, nieuleczalna, bezobjawowa az do ostatniego momentu, typowa dla persow. miala nieszczescie miec dobrze urodzonych przodkow...strasznie mi jej brakuje, strasznie...
minal miesiac...i przyszedl czas na dokocenie...jackie zostal sam i troche sie nudzi...mysle, ze lepiej wczesniej niz pozniej, ze juz moge...tak mysle...chociaz dalej mam lzy w oczach...